Horatius Horatius
1442
BLOG

Już tylko ONR?

Horatius Horatius Polityka Obserwuj notkę 15

Zainteresowanie Obozem Narodowo-Radykalnym rośnie. Jeszcze nie tak dawno nie było o tej formacji wiadomo prawie nic. Dziś trudno przejść obok niej obojętnie.

 
Jakiś czas temu (kilka lat? może miesięcy?) jedyne co wiedziałem o tej formacji to to, że mają niezłe plakaty. Naprawdę niezłe. Z Janem „Rudym” Bytnarem, w nowoczesnej oprawie graficznej, z czytelnym i bynajmniej wcale nie narodowo-radykalnym hasłem. No, może trochę przesadzam. ONR od dawna nie miał dobrej prasy i nie ma co się temu szczególnie dziwić. Przed wojną słynął z antysemityzmu i radykalnej ideologii, co automatycznie ściągało na niego gromy, a do jego szeregów… Neonazistów. Przecież nie od wczoraj znane są zdjęcia (stereo)typowych skinheadów maszerujących pod godłem Obozu. Co jednak tak na dobrą sprawę wiadomo o samym ONR? Co każdy z nas może o nim powiedzieć? Tak z własnego doświadczenia. Bo ja w sumie nic. Wiem tylko tyle, że organizuje różne patriotyczne imprezy. Raz czy dwa widziałem skinowatych panów z ONR-owskim transparentem na tych czy innych uroczystościach. Od czasu do czasu na reprezentacyjnych lubelskich ścianach pojawiły się wymalowane sprayem symbole Obozu. (Co trudno chwalić.) I tyle.
 
Głośno zaczęło się robić dopiero przy okazji Marszu Niepodległości. Do tej pory ONR-owcy traktowani byli jako typowe tępaki służące do bitki z pokojowymi bojowcami… Ups! Aktywistami Antify. Skrywał ich cień inteligenckiej Młodzieży Wszechpolskiej, „mózgu” młodzieży narodowej. Tymczasem po samym Marszu nieustannie pokazywano wyłącznie szefa Obozu. Z każdym dniem koniunktura napędzała się coraz bardziej. Później przyszło pamiętne wydarzenie z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, który po prostu postanowił ONR ocenzurować. Na tej samej (a mojej macierzystej) uczelni bez problemu plakaty rozwiesza gloryfikująca Frakcję Czerwonej Armii „Tektura” czy inicjatywy współpracujące ze skrajnie lewicową „Krytyką Polityczną”. Faszyzm jednak nie przeszedł. A to sprawiło, że na ONR-owców spłynęła chwała męczenników prześladowanych przez polityczną poprawność. UMCS wylał zatem dziecko z kąpielą i de facto wypromował narodowych radykałów. Dziś Obóz organizuje w Lublinie Manifestację Antykomunistyczną, która zapewne będzie się cieszyć wzięciem. Plakaty są niemniej atrakcyjne jak te z Bytnarem.
 
W ostatnim „Uważam Rze” za ONR wziął się też Rafał Ziemkiewicz. Jeszcze nie tak dawno wypowiadał się on o Obozie w najlepszym razie sceptycznie, a dziś… Popiera ideę Manifestacji Antykomunistycznej[1] i rozgrzesza na łamach najpoczytniejszego konserwatywnego tygodnika narodowych radykałów ciesząc się z naukowej książki na temat Obozu. A ma się z czego cieszyć, to fakt. Mało mówi się nie tylko o wspomnianym już dwukrotnie Bytnarze czy Janie Mosdorfie. Założę się, że wielu stwierdzenie, że narodowym radykałom udało się wychować całkiem przykładnych patriotów zjeżyłoby włosy na głowie.
 
Boom na ONR trwa. Jak Obóz obwieszcza na swojej oficjalnej stronie – ludzie walą do nich drzwiami i oknami.[2] I nie ma co się temu dziwić. Służy im nie tylko gorąca atmosfera politycznego sporu, ale także ich własna praca. Bo czy jakiekolwiek inne prawicowe środowisko tak sprawnie działa? Czy widział ktoś lepsze patriotyczne plakaty? Lepszy patriotyczny i organizacyjny PR? Czy może po prostu jakąkolwiek aktywność?
 
Bo w aktywności ONR-owcy jak dotąd nie mają sobie równych. Marsz Niepodległości pokazał, że jest zapotrzebowanie na patriotyczną działalność. Szczególnie tą widowiskową. A widowiskowości i rozmachu (czy jak kto woli: radykalizmu) Obozowi odmówić nie można.
 
A jednak na samą myśl, że ONR może zawłaszczyć polską prawicę czy polski etos patriotyczny jakoś się wzdrygam. Nie wynika to bynajmniej z faktu, że uważam się za piłsudczyka (już widzę miny co bardziej narodowych Czytelników) i konserwatystę (konserwatysta, który z sympatią patrzy na narodowy radykalizm nie zasługuje na to miano). Obawy wzrastają we mnie przede wszystkim po wizycie na głównej stronie Obozu.
 
Rozważmy jej treść. Pierwsze wrażenie: Ok. Strona jak strona. Newsy jak newsy. Trochę wiadomości organizacyjnych, banner z Bytnarem, niżej (sic!) banner z Dmowskim. A zaraz obok migające zdjęcia z różnych marszów, w których ONR widać się lubuje. A tam… Na transparencie jak byk stoi celtycki krzyż. Dobra… No nic. Bywa… Chodźmy dalej. Artykuły. Pod kilkoma mógłbym się nawet podpisać, choć kunszt ONR-owskiej retoryki raczej nie poraża. Tylko z deka trąci propagandą. Krytyka narracji Grossa czy Engelking.[3] Jasne! „O konieczności powszechnej służby wojskowej” – chylę czoła.[4] Wandea![5] Czysta słodycz. No to przejdźmy do deklaracji ideowej.[6] A ta, jak na ONR przystało, narodowo-radykalna. Choć początek przekonuje: „Młode pokolenie Polek i Polaków zrzeszone w ONR i przekonane o słuszności obranej drogi ku Wielkiej Polsce, które dąży do urzeczywistnienia tej idei poprzez pracę wychowawczo-ideową pośród całego Narodu, postanawia za swój ideowy fundament przyjąć: (…) Cywilizacyjną spuściznę Narodu Polskiego, którą na przestrzeni wieków stała się synteza pierwiastków rdzennie polskich i kresowych, splecionych harmonijnie, opartych na wspólnej idei państwowo-narodowej i dobrowolnie osiągniętej jedności języka.” Nic strasznego. Wizja rodziny w wydaniu ONR też nie powinna porazić żadnego prawicowca: „Zwrócenie rodzinie, jako najcenniejszej części narodowej wspólnoty, jej podstawowych praw i wyłączności w decydowaniu o wychowaniu jej najmłodszych członków, które są obecnie zawłaszczane przez system socjal-liberalny usiłujący zrównać związek kobiety i mężczyzny z parą homoseksualną.” Ale zaraz zaczynają się schody. „Oparcie pojęć Sprawiedliwości, Moralności, Sumienia i Honoru na doktrynie Chrześcijaństwa jako religii objawionej, a przez to wykluczenie oświeceniowej ideologii praw człowieka, które stały się świeckim wyznaniem i źródłem mnożących się absurdalnych roszczeń społeczeństw, a w szczególności tzw. dyskryminowanych mniejszości.” No i tu już niejeden konserwatysta w głowę by się podrapał wpadając w zakłopotanie. Pierwszy człon zdania nie budzi zastrzeżeń, ale końcówka wyraźnie mierzi. Bo co prawda słowo „dyskryminacja” jest obecnie magicznym zaklęciem, które zamyka usta ideowo-politycznym oponentom, ale wątpię czy ktokolwiek chciałby być dyskryminowany. Ale dalej: „Odrzucenie demokracji jako reżimu wrogiego Cywilizacji Europejskiej (…).” Później jest jeszcze lepiej: „Opowiedzenie się za koncepcją Narodu organicznego i hierarchicznie zorganizowanego, w przeciwieństwie do zmitologizowanego dziś egalitaryzmu, który przyniósł rozkład tradycyjnych wspólnot i naturalnego porządku.” „Ułożenie stosunków z innymi nacjami wyłącznie poprzez prymat interesów Narodu i Państwa Polskiego, a nie państw obcych, międzynarodowych zrzeszeń i organizacji. (…) Sprzeciw wobec narzucenia przez rządy panujące na terenie Unii Europejskiej i jej członków modelu społeczeństw multikulturowych, jako z gruntu fałszywego i niebezpiecznego.”
 
I tu jest pies pogrzebany. Fanem (mocno już skompromitowanej) multikulturowości, a konkretniej, utopijnej wizji jaką kreuje ta ideologia, nie jestem. Nie jeden liberał stwierdziłby, że do grona egalitarystów też nie należę. Interes narodowy i rację stanu uważam za podstawowe determinanty polityki. Ale w paru momentach zapala mi się czerwona lampka. Bo jak ktoś krytykuje wolności obywatelskie czy prawa mniejszości to czy to aby nie jest… Faszyzm?
 
Daleki jestem od prawienia farmazonów o „odradzaniu się faszyzmu” czy konieczności wyprowadzania policji na ulice (z pokojowymi detaczmentami Antify). Tradycję endecką doceniam za jej wkład w czyn niepodległościowy i patriotyczny, ale tkwiło w niej również wiele zagrożeń. Tym zagrożeniem był właśnie ONR. To przecież z niego wywodzi się tak smutna i wstydliwa dla postendeków linia „Pax”-u. Jak nie czuć zaniepokojenia, gdy na jedynego orędownika patriotyzmu wyrasta dotychczasowy margines, który „odrzuca demokrację”? Dziś ONR jest całkiem kulturalny i ładnie się prezentujący, ukazujący tradycyjne wartości w nowoczesnej formie i przestrzegający (z grubsza?) ram demokratycznego państwa. Ale co dalej? Przecież nic w jego treści ideowej nie gwarantuje, że tak będzie dalej. Jaką mamy gwarancję, że pewnego dnia ONR-owcy nie stwierdzą, że historia się powtórzyła: „Zamach stanu Józefa Piłsudskiego postawił narodową demokrację (endecję) w bardzo trudnym położeniu. Polityka walki o władzę metodami parlamentarnymi zakończyła się klęską. O tym kto będzie rządził Polską zadecydowały nie wybory lecz brutalna siła.”[7] O ile postpiłsudczycy odcinają się dziś od autorytaryzmu podkreślając republikański i państwotwórczy ładunek ich tradycji, o tyle ONR raczej nie kwapi się do zanegowania antysemityzmu czy politycznej agresji. Wiele da się wyjaśnić duchem epoki. „Takie czasy.” Demokracja się nie sprawdzała, 30% społeczeństwa to mniejszości narodowe, wojna za pasem, a przeciwnicy polityczni szykują własne bojówki. Czasy się jednak zmieniają i nie wszystko da się już wytłumaczyć. Skąd mamy dzisiaj wiedzieć, że obecni ONR-owcy, ci z krzyżem celtyckim na sztandarach (to się chyba gryzie z tymi chrześcijańskimi hasłami, nie?) dorosną do butów Bytnara czy Mosdorfa?
 
Obawiam się, że ONR staje się dzisiaj powoli prawicowym odpowiednikiem „Krytyki Politycznej”. Ta, jak wiadomo, gloryfikuje lewackie bojówki i wydaje dzieła Lenina zasłaniając się Žižkiem. Obóz najwyraźniej robi to samo. Promuje narodowy radykalizm zasłaniając się patriotyzmem. Nie można ukryć, że utrwala to tylko negatywny obraz patrioty-nacjonalisty. A czy patriotyzm ma tylko jeden odcień? Gdzie mniej radykalni postendecy? Gdzie postpiłsudczycy? Gdzie kontynuatorzy tradycji PPS?
 
Czy istnieje już tylko ONR?
 
______________
 
 
 
Horatius
O mnie Horatius

Najlepiej przekonać się jakie mam poglądy czytając moje teksty.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka