Horatius Horatius
786
BLOG

Gdzie się podział katolicki naród?

Horatius Horatius Rozmaitości Obserwuj notkę 13

Mierzę się do napisania tej notki od dłuższego czasu. Dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej? Bo zadając pytanie w tytule wypadałoby przynajmniej zaproponować odpowiedź w tekście. A ja nie mogę znaleźć ani jednej.

 
Całkiem niedawno usłyszałem od jednego z moich wykładowców, że Polacy to katolicki naród. W pierwszej chwili skumulowało się we mnie poczucie buntu. Jak to niby katolicki?! Znam na pęczki osób z mojego pokolenia, który stosunek do religii jest zupełnie nijaki, a także paru ateistów. Tych jest siłą rzeczy oczywiście mniej. Znam również kilku agnostyków. A tak w ogóle, to niedawno dotarło do naszych duchownych, że istnieje w Polsce zjawisko apostazji. I że ilość tych, którzy odchodzą z Kościoła wzrasta.
 
Z wierzącymi też nie jest najlepiej. Często miewam wrażenie, że nasza duchowość zatrzymała się mniej więcej na poziomie XIX-wiecznego chłopa. Mówi jedno, robi drugie. Żegna się zaciekle obiema rękami, a później płodzi przed ślubem dziecko. Bodajże ks. Tischner stwierdził jako pierwszy, że tak naprawdę w kościelnych ławach zasiadają poganie. Religijność sprowadza się do symbolicznego biegania do kościoła od święta do święta, a wiarę traktujemy raczej na zasadzie tradycji. No bo Święta to fajna sprawa. Można się spotkać, najeść do syta, poopowiadać przy stole dowcipy, czy golnąć ze szwagrem. Każdy czuje chyba sentyment do sianka pod obrusem czy pisanek. A że rodzi się albo umiera Chrystus… Jak mówi staropolska maksyma: Każdy powód do świętowania jest dobry.
 
Niekiedy przychodzi mi też do głowy, że nasze podejście do religii jest też mocno upolitycznione. Nie tylko dlatego, że czasem tego czy innego księdza poniesie na ambonie. (Stereotypy nie biorą się znikąd, prawda?) Nie da się ukryć, że nasz etos narodowy jest na trwale związany z katolicyzmem. Jak trwoga, to do Boga! Od XVII w. Polak biegł do kościoła, żeby mu poświęcono sztandar gdy szedł na tą czy inną wojnę lub insurekcję. Później msza św. stała się po prostu stałym elementem uroczystości patriotycznych, czy wstępem do niepodległościowej manifestacji. To dobrze, bardzo dobrze, ale… Znam ludzi, którzy w kościele zjawiają się wyłącznie przy okazji 3 maja czy 11 listopada i w sumie nie bardzo wiedzą co ze sobą wtedy zrobić.
 
To wszystko sprawia wrażenie pomyślnej koniunktury. Polak-katolik biega do kościoła, przyjmie księdza po kolędzie. Jest OK. I to właśnie nas zgubiło. W ciągu ostatnich lat powietrze zeszło nieco z tego rozdętego balonu pokazując, że bardziej przypomina on dziurawą dętkę. Ze słodkiego snu zbudziło nas obnoszenie bo Krakowskim Przedmieściu ukrzyżowanego misia i szczanie na krzyż. Nagle okazało się, że młoda generacja, ochrzczona Pokoleniem JPII, nie ulega już „modzie na katolicyzm”. Dorastający w atmosferze plebejskiego antyklerykalizmu i nudzący się niemiłosiernie na lekcjach religii (czasem nie wiedzieć czemu zwanych katechezami) młodzi są bardziej skłonni traktować jako autorytet Króla Juliana, niż miejscowego proboszcza. Nawet ci, którzy do Boga się przyznają wskazują, że są w stanie dotrzeć do niego sami i nie widzą nic złego w seksie przed ślubem czy in vitro.
 
Gdy to wreszcie do nas dotarło przez prawicowo-katolickie media przetoczyła się fala narzeka na młodych pogan, którzy bez wątpienia są już „straceni”. Zupełnie jakby badania statystyczne nie pokazywały, że osłabienie więzi religijnych dotyka też i starszych… Ale mniejsza o to. Po zwycięstwie Palikota, który w mistrzowski sposób wyczuł koniunkturę, katolicy czują się dziś oblężoną twierdzą. Widać to w wypowiedziach hierarchów kościelnych i katolickich publicystów. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej.
 
Piątek. Wychodzę z czytelni i zmierzam do sklepiku na dole kupić sobie coś do jedzenia. Podchodzę do półki i… Oczywiście żadnej wegetariańskiej kanapki. Same mięsne. A z drożdżówek ostały się tylko dwie najmizerniejsze. Spoglądam na zegarek. Ej, jeszcze wcale nie jest tak późno! No nic, zmierzam do uczelnianej jadłodajni. Jakoś dziwnym trafem w piątek zawsze jest tu przynajmniej jeden postny zestaw obiadowy. Co prawda od kiedy przestaliśmy być zieloną wyspą wszystkie knajpy zaczęły inwestować w zieleninę, ale nie wydaje mi się, żeby był to przypadek.
 
Trwa Wielki Post. Jeszcze, choć już niedługo. Nie znaczy to bynajmniej, że wszystkie kluby są zamknięte na cztery spusty. Wręcz przeciwnie, nocne życie wciąż kwitnie. Dlatego zatkało mnie, gdy jeden z moich kolegów, którego w życiu bym nie posądzał o sztywną ortodoksję, stwierdził, że… Nie będzie pił ze mną wódki. (Skandal!) Bo Post. No, piwo to może tak, ale żeby się tylko nie upić. No, dobra, jak się chłopak wypości, to wtedy zobaczymy…Jak wiadomo nieumiarkowanie w piciu to grzech, więc trzeba się odgrzeszyć. A tu kolejna niespodzianka. W życiu nie spodziewałem się, że w środku tygodnia może być taka kolejka do spowiedzi. A jeszcze nie ma Wielkiego Tygodnia! Wtedy to nie będzie w kościele gdzie szpilki wetknąć. U mnie w parafii nawet w niedzielę trudno znaleźć wolne miejsce w ławce. A na Seminarium Odnowy w Duchu Świętym zapisało się ponad 200 osób.
 
To jak? Jak w końcu jest z tym katolickim narodem?
 
 
Horatius
O mnie Horatius

Najlepiej przekonać się jakie mam poglądy czytając moje teksty.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości